The whole secret of a successful life is to find out what is one’s destiny to do, and then do it.
~Henry Ford
Wciąż czytam “Czarnego łabędzia”. Urzeka mnie ta książka.
Czytam tam m.in:
"... Wtedy całkowicie zarzuciłem czytanie gazet i oglądanie telewizji, dzięki czemu zaoszczędziłem sporo czasu (co najmniej godzinę dziennie, a więc dość, by przeczytać ponad sto książek więcej rocznie, co po kilkudziesięciu latach zaczyna przynosić efekty)."
Hmmm... tak sobie liczę: godzina dziennie to 365 godzin rocznie. 100 książek w 365 godzin. To 3.65 godzin na książkę. Niesamowite. Ja przez trzy godziny przeczytam może 10 stron. Jestem pod tym względem całkowicie beznadziejny. Próbowałem kiedyś uczyć się techniki szybkiego czytania, ale coś mi nie szło. Nie dawało mi szybkie czytanie żadnej satysfakcji. A przecież wiem, że na tym moim powolnym czytaniu wiele tracę.
Czytam dalej w “Czarnym łabędziu”
"Zarówno Huet, jak i Bayle byli erudytami i spędzili całe życie na czytaniu. Huet, który dożył dziewięćdziesiątki, tak bardzo nie lubił tracić czasu, że służący chodził za nim z książką i czytał mu na głos podczas posiłków i przerw w pracy. Uchodził za najbardziej oczytanego człowieka swoich czasów. W tym miejscu podkreślę z całą mocą, jak ważna jest dla mnie erudycja. Świadczy ona o autentycznej intelektualnej ciekawości świata. Jest cechą ludzi o otwartym umyśle, którzy pragną analizować przekonania innych. Przede wszystkim erudyta może być niezadowolony z poziomu własnej wiedzy, a niezadowolenie owo doskonale chroni przed splatonizowaniem, uproszczeniami domorosłych menedżerów albo filisterstwem nadmiernie wyspecjalizowanego naukowca. W zasadzie wykształcenie bez erudycji może prowadzić do katastrofy."
Tak, to ja. Wykształcenie jeakieś tam niby mam, ale erudycji żadnej. Fakt, że jestem niezadowolony z poziomu mojej wiedzy, jednak wynika on w znacznej mierze właśnie z braku oczytania, z braku erudycji.
Erudycji nie mam żadnej, pocieszam się tym, że mam coś innego: upór i mrówczą pracowitość. Lubie się porównywac do samotnej mrówki. Ta mi imponuje gdy obserwuję, jak dźwiga znaleziony “skarb” (jakiś patyczek na przykład, większy od niej) uparcie pokonując przeszkody. Przewraca się, powstaje, gubi swą zdobycz, wraca by ją znaleźć i ciagnąć dalej. Imponuje mi, jest dla mnie wzorem. Chcę być jak ta mrówka.
Jednak tak sobie rozmyślam: czemu mrówka nie mogłaby wspólpracować z erudytą? Czyż nie byłoby to optymalne rozwiązanie? Erudyta chroniłby mrówkę przed niepotrzebnym błądzeniem, wskazywałby co nalezy przenioeśc i dokąd, a mrówka by nad tym wytrwale pracowała i składała części w jedną całość, biorąc na siebie ciężką i żmudną część projektu?Czy nie byłby to wspaniały “team”?
I tak trochę w przeszłości miałem. Lubiłem współpracować z erudytami. Tak powstał mój cykl prac o “wyższych wymiarach” z Robertem Coquereaux, tak powstała EEQT, z Philippem Blanchardem. Wyjatkiem potwierdzającym regułę były moje prace z matematykiem, Marco Modugno, gdzie to oboje pełniliśmy rolę i mrówki i erudyty. Marco był erudytą w jednym zakresie (koneksje, jety), ja pseudo-erudytą w innym (mechanika kwantowa).
I co mogę zatem robić teraz, nie będąc erudytą? Pozostaje Mickiewicz, który jest "sam sobie sterem, żeglarzem, okretem".
"sam sobie sterem, żeglarzem, okretem" - i to jest istotą sprawy uważam. Każdy z nas jest w rzeczywistości na swoim własnym statku, był, jest i będzie. Możliwe, natomiast, jest płynięcie w konwoju. Jednak każda jednostka w tym konwoju musi być sobie "sterem, żeglarzem, i okrętem."
ReplyDeleteIf you have your niche idea and pick the right seven or so pseudo-erudite ants in certain areas to read then you can get away with large gaps in your reading; probably risky. I think you should symmetry break SU(4,4) even though I just met him this month via your blog.
ReplyDeleteSU(4,4) was my guess based most probably on my lack of erudition. Tony Smith is my here as regards erudiyion.
ReplyDelete@Luks
ReplyDelete"Jednak każda jednostka w tym konwoju musi być sobie "sterem, żeglarzem, i okrętem." "
Ach, "musi". By musieć trzeba wpierw wytyczyc sobi własny cel podróży. Przez pwien czas możmy iść w konwoju (na przykład ucząc się i zaliczając egzaminy), jednak po pewnym czasie, gdy od konwoju się odłączymy, możemy sami doznać wywrotki, i nikt nas nie uratuje, bo konwój daleko.
No i oto chodzi. A kto nas inny uratuje jak my sami? Ratować się możemy "sterem, żeglarzem, i okrętem."
ReplyDelete