W poprzedniej notce przytoczyłem cytat z Edisona:
"I have not failed. I’ve just found 10,000 ways that won’t work.
~Thomas A. Edison"
Mało jest jednak ludzi podobnych do Edisona. Przeważająca większość, którą w "Czarnym łabędziu " nazywamy "przeciętnostanem, rezygnuje po jednej czy dwóch próbach. W Biblii nazywamy to "Ludzie Małej Wiary":
A On im rzekł: «Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?» Potem wstał, rozkazał wichrom i jezioru, i nastała głęboka cisza.
Gdy raz czy dwa spróbują, nie odnoszą natychmiastowego sukcesu - zaczynają narzekać i złorzeczyć.
Tymczasem obowiązuje tu prawo logarytmu Webera-Fechnera:
Tak więc ocena głośności dźwięku jest proporcjonalna do logarytmu ciśnienia akustycznego na membranie bębenka, ocena intensywności zapachu jest proporcjonalna do logarytmu stężenia zapachowego odorantów[2], zaś ocena jasności światła jest proporcjonalna do logarytmu strumienia światła mierzonego na powierzchni oka.
Jeśli nasze wysiłki nie daja powodzenia po jednej próbie, powinniśmy dokonać 10 wysiłków. Jeśli 10 prób skończy sie niepowodzeniem, w następnym kroku powinniśmy wykonac ich 100. A gdy i 100 nie pomoże - w następnym króku nie powinniśmy poprzestawać póki nie wykonamy tysiąca nowychj prób. Jak ten Edison.
Czytam wciąż "Czarnego łabędzia. Dziś czytam rozdział Krwawienie i krach. A tam:
"Właśnie w takim otoczeniu, gdzie balansowanie na krawędzi katastrofy przedstawiano jako profesjonalizm, Nero zaczął realizować strategię, którą nazwał krwawieniem. Polega ona na tym, że przez długi czas codziennie tracisz pieniądze, dopóki nie nastąpi zdarzenie, z którego czerpiesz nieproporcjonalnie wysokie zyski.Żadne pojedyncze zdarzenie nie sprowadzi na was katastrofy, z kolei pewne scenariusze mogą przynieść wam wyjątkowo dużą korzyść, która wynagrodzi wam wcześniejsze krwawienie przez lata, czasem dekady, a czasem nawet wieki.
ALE BY TO ZROBIĆ - TRZEBA NAPRAWDĘ CHCIEĆ.
Gdy się czegoś naprawdę nie chce, pozostaje narzekanie i złorzeczenie na los. Och jaki okrutny los - spróbowałem dwa razy i co? I klęska. Zajmę się czymś dającym natychmiastową przyjemność.
Zacząłem czytać ten blog.
ReplyDeletePrzejścia fazowe model zabawka 6
Czy tam we wzorze na Ez nie powinien być mianownik pierwiastkowany, żeby Ez^2 było równe Ez?
Chyba jednak nie powinien być pierwiastkowany.
ReplyDeleteAle w "Przejścia fazowe model zabawka 5c"
we wzorze na Ez jest pierwiastek.
@Anonymous
ReplyDelete"Ale w "Przejścia fazowe model zabawka 5c"
we wzorze na Ez jest pierwiastek."
Dziękuję. Już poprawiłem.
W grupie raźniej. Teoria grup dla licealistów.
ReplyDelete2. Jedność. Istnieje w G element e taki, że
eg = ge dla każdego g z G
Chyba źle się nauczą. Bo taki aksjomat to aksjomat przemienności.
Powinno raczej być:
eg = ge = g dla każdego g z G
"Znajde kogoś, komu się będę mogł poskarżyć, kto mnie doceni.".
ReplyDeleteTo nie jest prawidłowa ocena.
No dobrze. Usunąłem.
ReplyDeleteCzy będzie dziś kolejna notka?
ReplyDeleteNowe notki zawieszone do czasu znalezienia rozwiązania problemu geodezyjnych. Stawia opory.
ReplyDeleteA zatem może opisz ten problem tu...
ReplyDeletePóki co jest to mętlik rozmytych idei. Nie nadający się do opisu Czuję, że dzwonią, ale gdy chcę sprawdzić czy w tym właśnie kościele - okazuje się, że nie w tym. Zatem nastaje czas uporczywej pracy, próbowania tysiąca rozwiązań. Czas skupienia i skoncentrowanego wysiłku.
ReplyDeleteMam jeszcze komentarz dotyczący notki o komorze hiperbarycznej. Po dwóch pierwszych zabiegach rejestruję pewne nieprzyjemne efekty uboczne. Przede wszystkim zatkane uszy i osłabienie. Tuż po zabiegu osłabienie jest bardzo silne, są nawet lekkie mdłości. Ból w uszach koszmarny podczas zwiększana i zmniejszania ciśnienia. Dzień po zabiegu ból wciąż się utrzymuje, praktycznie nie słyszę na jedno ucho. Pani, która zajmuje się tymi zabiegami stwierdziła zaś, że pacjenci rzadko narzekają na ten ból, rzadko jest na tyle silny, by zabieg przerywać. W moim przypadku tak było.
ReplyDeleteZ sieci:
ReplyDelete"Po wejściu do komory ciśnienie w komorze jest stopniowo podwyższane i może wystąpić ból w uszach. Jest to cecha osobnicza i każdy reaguje inaczej. Dochodzenie do zamierzonego ciśnienia leczniczego trwa ok. 10-15 minut"
............
"Źródło: Puls Medycyny
https://pulsmedycyny.pl/hiperbaria-tlenowa-przyspiesza-leczenia-ran-877932
,Miałem wrażenie, że nurkuję w aparacie tlenowym. Czułem potworny ból w uszach" - opowiada 29-letni Ireneusz Prus, jeden z najciężej poparzonych górników kopalni ,Bielszowice" w Rudzie ląskiej, ofiara wybuchu metanu. Na pierwszy zabieg w komorze hiperbarycznej zdecydował się dopiero dwa tygodnie po wypadku. ,Bałem się, że stamtąd nie wyjdę - powiedział górnik. - Po tym, co przeszliśmy w kopalni, to było straszne uczucie. Jestem przekonany, że metoda przynosi efekty. Przestało mnie już tak bardzo boleć". "
Z doświadczenia: W czasie zwiększania ćiśnienia należy co minutę zatykać nos i nadymać się, aż usłyszy sie "puch" i powierze ujdzie na zewnątrz w obu uszach. Co minutę. Czyli 10 razy w ciagu wzrastania ciśnienia. Tego się można nauczyć ćwicząc w domu. Nie za każdym razem się to na poczatku udaje. Potrzebna jest cierpliwość i wytrwałość.
W tej chwili wystarcza mi gdy zrobię to tylko raz, mniej więcej w 7ej minucie.
Za pierwszym jednak razem musiałem wręcz przerwać zabieg po trzech minutach. Nie umiałem się wtedy jeszcze nadymać i "puszczać bańki uszami".
1.5 ATM w komorze odpowiada mniej więcej, jak wyliczyłem, nurkowaniu na głębokość 6m.
ReplyDeleteZainteresowani mogą tutaj znaleźć opis naszych ( i znajomych) własnych doświadczeń z komorą hiperbaryczną: 925 postów i 63K odsłon.
ReplyDeleteDziękuję. Pomogło.
ReplyDeleteCzytam "Wiązka iloczynów skalarnych"
ReplyDeleteA tam:
S =
Czy nie powinno być:
S = (ξ,Sξ')
Druga próba
ReplyDeleteCzytam "Wiązka iloczynów skalarnych"
A tam:
˂ξ,ξ'˃S = ˂ξ,Sξ'˃
Czy nie powinno być:
˂ξ,ξ'˃S = (ξ,Sξ')
Czy idzie o formułę przed zdaniem
ReplyDelete"Iloczyn skalarny związany w ten sposób..."
W komentarzach zdaje się usuwane są nawiasy z diobkami. Zastępując dziobki przez podwójne nawiasy, tam jest
((ξ,ξ'))_S = ((ξ,Sξ'))
i taka właśnie ma być definicja. Prawdę mówiąc mogłem to oznaczyć (ξ,ξ')_S, bo jest dodatnio określony. Może to zmienię we wszystkich notkach gdy znajdę na to czas.
Iloczyn skalarny (ξ,Sξ') nie byłby dodatnio określony, na przykład dla S=J. Zaś winien być dodatnio określony, i dla S=J jest, bowiem jest wtedy równy (ξ,ξ').
ReplyDeleteMiało być : Zaś ((ξ,ξ'))_S winien
ReplyDelete"Właśnie w takim otoczeniu, gdzie balansowanie na krawędzi katastrofy przedstawiano jako profesjonalizm, Nero zaczął realizować strategię, którą nazwał krwawieniem. Polega ona na tym, że przez długi czas codziennie tracisz pieniądze, dopóki nie nastąpi zdarzenie, z którego czerpiesz nieproporcjonalnie wysokie zyski. "
ReplyDeleteTracenie pieniędzy codziennie? To skąd później te zyski?
Skąd zyski?
ReplyDeleteZ włąściwej strategii "tracenia pieniędzy". Oto dlaszy fragment z książki:
"Życie Nera zatruwał nieustanny napływ nowych informacji. Mógł znieść co najwyżej tygodniowe zestawienie wyników; aktualizacje z minuty na minutę były ponad jego siły. Lepiej radził sobie emocjonalnie z własnym portfelem niż z portfelami klientów, ponieważ nie miał obowiązku nieustannie kontrolować stanu swoich finansów.
Gdy jego system neurobiologiczny padał ofiarą błędu potwierdzenia i zaczynał reagować na łatwo dostępne dane krótkoterminowe, Nero potrafił ustrzec go przed ich toksycznym wpływem, skupiając się włącznie na celach długoterminowych. Odmawiał analizowania wyników swojej strategii w horyzoncie czasowym krótszym niż dziesięć lat. Dojrzał intelektualnie w chwili krachu giełdowego w 1987 roku, gdy jego niepozorne aktywa przyniosły mu monstrualne zyski. Dzięki temu wydarzeniu nie musiał się martwić swoimi wynikami w ujęciu całościowym. Przez blisko dwadzieścia lat tradingu Nero miał tylko cztery dobre lata. Ale dla niego jeden dobry rok na dwadzieścia to było aż nadto. Wystarczyłby mu
jeden dobry rok na sto lat. "
W pracy:
ReplyDeletehttps://drive.google.com/file/d/1YMEjGkvZwGuh1OjZN7ugC7PcLXgoGCLm/view
z notki:
https://ark-jadczyk.blogspot.com/2022/09/new-beginning.html
Nowy początek
Jest coś takiego:
"Zauważmy, że nasz standardowy iloczyn skalarny (u, v) to nic innego niż
˂ u, v ˃_S0 "
Ale wcześniej w tej pracy masz zdefiniowany tylko
( u, v )_S
I dalej w tej pracy mamy coś czego nie bardzo rozumiem:
ReplyDelete"Zatem
(u, S0Av) = (A∗u, S0v)."
Rozumiałbym:
(u, AS0v) = (A∗u, S0v).
Lub jeszcze bardziej:
ReplyDelete˂u, AS0v˃ = ˂A∗u, S0v˃.
Ze stołu roboczego
ReplyDeleteNo i wygląda na to, że rozwiązałem algebraiczny problem geodezyjnych!
Wczoraj jeszcze końce się nie schodziły, a dziś się wreszcie pięknie zeszły.
Teraz to muszę spisać, krok po kroku, bowiem rozumowanie to więcej niż jeden krok i więcej niż dwa. Moja metana hipoteza wyklarowała się i wyklarowana się utwierdziła.
Zatem wkrótce (dzień, dwa, ...) będe mógł to wszystko tu przedstawić w matematycznych detalach. Zwykła algebra, trochę rachunków, troche argumentacji nieco bardziej abstrakcyjnej, ale zrozumiałej dla licealisty.
Warto żeby pociągnąć ten temat. Uważam, ze jest w tym coś bardzo doniosłego...
ReplyDeleteProponuję wyodrębnić i wziąć pod uwagę kwestie częstości (częstotliwości) i natężenia. Częstość można odnieść do ilości prób, a natężenie do zaangażowania, które z kolei byłoby tu też "wykrwawianiem się." Tak naprawdę zawsze "wykrwawiamy się", w tym sensie, że zawsze dokonujemy poświęcenia siebie, chociażby swojej energii w postaci sił witalnych na dane zadanie. Różnica tylko w natężeniu, jeśli jest ono niskie, to powiemy np. o podjęciu drobnego i łatwego kroku (lub sączeniem się krwi z rany), jeśli natężenie będzie wysokie powiemy o wymagającym wysiłku (lub np. silnym ciosem pięści doprowadzającym do krwi).
O matematyce i fizyce myślę od dłuższego czasu jednak nie przełożyło się to dla mnie na jakieś większe sukcesy dotychczas, a jednak dziś robiłem zadania związane z liczbami zespolonymi (powtarzam/utrwalam sobie pewne rzeczy) i kroczę w tym kierunku. Powiedziałbym, że uratowała mnie częstość, tzn. chociażby te drobne wyrazy woli, o różnym kształcie, sprawiające, że jednak do tego wracałem. Tu jeszcze muszę popracować nad natężeniem (przede wszystkim) i dalej pamiętać o zwiększaniu częstości.
Za to gdzie sukces odniosłem? Cóż napisałem w tym czasie wiele tekstów, przeczytałem wiele rzeczy, przemyślałem je sobie i byłem zadowolony. Co złożyło się na sukces? W każdej wolnej chwili podejmowałem małe kroki ku temu, aby dopisać chociażby jedno zdanie, albo przeczytać to co już napisałem i jakby mimowolnie, od niechcenia, znajdywałem tam coś żeby poprawić, a tym sposobem wracałem do pracy! Czyli takie wracanie do tego i zrobienie jakiegoś małego nawet aktu... to było COŚ. W tym wymiarze pracy, tzn. pisania, mam też więcej doświadczenia, a więc czasami, jeśli przyszła wena, to "jednym tchem" potrafiłem napisać kilka akapitów, albo nawet całych stron - co można odnieść do zwiększonego natężenia, akurat przy pisaniu mogłem pozwolić sobie na dużą intensywność.
Załóżmy, że naszą pracą jest sprzątanie, na przykład czyjegoś domu, gdzie od groma tam różnych śmieci, gratów i tak dalej. Płacą nieźle, lecz nam się nie chce tego robić. Załóżmy, że mówisz tak: "Nie będę tego robił, nie ma mowy, nie mam ochoty." A gdybym wziął nakrętkę od butelki, która leży na stole, postawił ją przed Tobą i powiedział: "Jesteś w stanie wziąć tę nakrętkę i wyrzucić do kosza?" - "Tak, bez problemu." - Bierzesz i za chwilę leży w koszu. I tak wykonałeś pracę sprzątania tego domu. Czym się różni sprzątanie całego domu, od przeniesienia tej nakrętki do kosza? Jedynie ilością podejmowanych czynności, bo każda z tych czynności może dzielić sprzątanie domu, na takie łatwe i satysfakcjonujące czynności jak wyrzucenie nakrętki do kosza.
Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób, lecz teraz widzę, że wtedy gdy byłem SKUTECZNY w pracy zawodowej czy też we własnej pracy tzn. w obowiązkach, które sam sobie narzucałem, jak pisanie tekstów na przykład, to wszystko co robiłem to WE WŁAŚCIWY SPOSÓB dobierałem parametry swojej pracy pod kątem parametru częstości i parametru natężenia (nawet do końca świadomie nie myśląc o tym w ten sposób i tak tego nie nazywając). Jeśli się borykałem, z jakimś długim tekstem, to dzieliłem na mniejsze fragmenty, które tworzyły poszczególne posty na blogu. Łatwiej mi było skupić się na dopracowaniu krótkiego tekstu, który był łatwiejszy do ogarnięcia, bez utraty przy tym jego ogólnej spójności.
Tak samo zamiast porzucać pracę lub przechodzić na coś innego zauważyłem, że mogę częściej podchodzić do tego samego zadania. Wielokrotnie odchodziłem od komputera, aby popatrzeć przez okno (i wrócić do komputera), pogłaskać kota (i wrócić do pisania), popatrzeć do wnętrza lodówki jak w telewizor i potem ją zamknąć (i znowu podejść do pisania), podłubać w nosie (i wrócić do pisania) - te odejścia/podejścia faktycznie przekładały się w ostateczności na efekt. PO PROSTU Trzeba było robić kolejne PODEJŚCIA i ja je całe szczęście robiłem. Przerywanie pracy i "dziubanie jej" powracając do niej, wcale z góry nie oznacza słabości, a może być świetną taktyką ogólnego radzenia sobie ze złożoną i trudną pracą.
ReplyDeleteDobra wiadomość jest taka, że "wszystkie niepowodzenia" można z powodzeniem wypełnić skończoną ilością małych kroków, które przyniosą jakiś efekt, warunek jest jeden, aby były one robione we właściwym kierunku. Dobrze, jednak co z wytyczaniem sobie tych kierunków. Co z tego, że metoda małych kroków czy też wykrwawiania się działa, jeśli nawet nie chcemy wykonać tego najbardziej podstawowego kroku.
A więc tutaj, jeśli chodzi o wytyczanie sobie celów, to uznałbym, że jest jeden niezawodny sposób na to. Po jednej stronie jest to analiza logiczna, a po drugiej odwoływaniem się do tego jak się z czymś czujemy. Weźmy na przykład matematykę. Co mogę uzyskać dzięki matematyce? Mogę zacząć od rozważań intelektualnych tego, że teoretycznie dzięki matematyce mogę rozwinąć koncentrację i logiczne myślenie, kończąc na tym, że mogę wpłynąć na świat nowymi matematycznymi odkryciami – to obiektywne fakty, same dobre rzeczy, idę w to! A jeśli bym analizował intelektualnie, na zimno, plusy i minusy innego celu i wyszłoby mi, że nie ma sensu w to iść, to porzucam taki cel.
A co z drugą stroną medalu o nazwie "dobieranie sobie celu", a no drugą stroną są uczucia. Mogę wyobrazić sobie siebie jako matematyka. Wyobrazić sobie jak wykonuję właśnie teraz złożone obliczenia, doskonale rozumiem zawiłe wzory, dziele się tym i opowiadam o tym co zauważyłem innym. Co wtedy czuję? Jeśli czuję się z tym fajnie, czuję, że jest to coś ekscytującego, to znak, że idę we właściwym kierunku z wyborem byciu matematykiem jako celu dla siebie. Jeśli mam jakieś negatywne uczucia z tym związane i reaguję na to w stylu: "Nieeee, to nie dla mnie. Po co mi to?!" KLUCZEM DO WŁAŚCIWEGO USTANOWIENIA SOBIE CELU JEST ZGODNOŚĆ CO DO ANALITYCZNEJ I EMOCJONALNEJ ZGODNOŚCI CO DO WYBORU CELU.
Sam mam nadzieję, o tym pamiętać, na tyle uznałem to za ważne, że napisałem sobie ściągę tego i wydrukowałem, żeby zawsze leżało to na moim biurku i zrobiłem tego zdjęcie, jak ktoś jest zainteresowany, to może sobie spojrzeć: https://files.fm/u/7ap8ct8rk
Bardzo ładnie to napisałeś. Może tylko jedno chciałbym podkreślić: konieczne jest nauczenie sie przyjmowania porażek. Byłoby to nawet dobre ćwiczenie: każdego dnia wytyczać sobie kilka bardzo trudnych zadań i akceptując porażki. Choćby po to by dowieść sobie samemu, że możemy funkcjonować pomimo porażek w tym czy w tamtym. Albo coś takiego: grać w jakies gry i zezwalać sobie na przegrywanie, choćby po to, by nauczyć się, że można przegrywać bez specjalnego stresu. Może Ty masz inne sposoby na wzmocnienie odporności na niepowodzenia?
ReplyDelete@Arkadiusz
ReplyDelete"Byłoby to nawet dobre ćwiczenie: każdego dnia wytyczać sobie kilka bardzo trudnych zadań i akceptując porażki. Choćby po to by dowieść sobie samemu, że możemy funkcjonować pomimo porażek w tym czy w tamtym. Albo coś takiego: grać w jakies gry i zezwalać sobie na przegrywanie, choćby po to, by nauczyć się, że można przegrywać bez specjalnego stresu."
A ciekawe podejście. Będę miał to na uwadze... od czasu do czasu, bardzo trudne wyzwania, w życiu i w grze. Aby wzmocnić i przetestować siebie.
"Może Ty masz inne sposoby na wzmocnienie odporności na niepowodzenia?"
Tak, mógłbym o tym napisać, ale to nie w tej chwili, musiałbym się nieco rozpisać. Trochę się zregeneruję i jeszcze dziś tu wrócę i o tym napiszę.
@Arkadiusz
ReplyDeleteTo co Ty sugerujesz, czyli to żeby po prostu doświadczać tych niepowodzeń, jest najlepszym sposobem jaki istnieje, jednak jest kilka szczegółów, na które należy zwrócić uwagę, ponieważ te szczegóły mogą całkowicie odmienić rezultat jaki przyniesie doświadczanie porażek, może to być pozytywny, jak i negatywny rezultat. Tak to moim zdaniem wygląda.
Tak jak obiecałem napiszę, o tym co ja robię aby radzić sobie z niepowodzeniami. Przede wszystkim staram się utrzymywać narrację opartą o wiedzę wyniesioną z filozofii i religii. Zakładam, że jeśli istnieje kochający Bóg, to całe jego stworzenie oparte jest na takim działaniu, aby mogło ono pozwolić nam duchowo wzrosnąć. Tak też niepowodzenia są darem od Boga, aby wzmocnić nasz pęd do rozwoju. Taki sposób myślenia o tym już od samego początku pozwala mi inaczej spojrzeć na niepowodzenia. A więc pierwszym sposobem na wzmocnienie odporności na niepowodzenia jest utrzymywanie nastawienia i tworzenie różnych narracji wyrażających taki sposób patrzenia na rzeczywistość lub je wspierający jaki przedstawiłem.
Kolejnym sposobem, tylko tu już dotykającym bezpośrednio pracy z emocjami jest wewnętrzna mentalna praca, której celem jest absorpcja negatywności związanej z całym wydarzeniem mającym na nas wpływ. Jest to częściowo powiązane z tym co napisałem w poprzednim akapicie, ponieważ chodzi tu o absorpcje negatywności, a więc pochłanianie jej i niwelowanie jej, a więc uznanie zatem, że negatywność płynąca z niepowodzeń może przyczynić się do naszego rozwoju. Zanim przejdę do szczegółów, to proponuję przypomnieć sobie Gwiezdne Wojny, tak, Star Wars, a jeśli ktoś ich nie zna, to przedstawię przykład tego, co jest dobrą metaforą absorpcji, a którą po zmianach i rozbudowaniu można wykorzystać w realnym świecie.
W świecie Gwiezdnych Wojen, niektórzy Jedi potrafią rozwinąć w swoim życiu specyficzną moc, którą nazywają absorpcją. Absorpcja polega na tym, że jeśli jakiś Ciemny Jedi (Sith) atakuje ich na przykład przy pomocy błyskawic (sławna postać w Gwiezdnych Wojnach, Palpatine, atakował w ten sposób), to Jedi są zdolni przetworzyć taki atak ciemnej strony mocy, aby cała energia tych błyskawic dodała im energii życiowej lub zaopatrzyła w dodatkowe zasoby mocy możliwe dla nich do wykorzystania. My nie mamy mocy, mieczy świetlnych i nie jesteśmy Jedi. Mamy za to swoje własne umysły i psychikę, którą możemy użyć do pracy na naszą własną korzyść dzięki odpowiedniej mentalnej aranżacji.
Takim sposobem pracy umysłu i radzenia sobie z niepowodzeniami jest właśnie absorpcja. Absorpcja jest czymś co w pewnym stopniu jest podobne do tej absorpcji, którą widzimy w świecie Gwiezdnych Wojen. Napomniałem o niej, bo choć nie jest to idealna analogia, to jednak w pokazowy sposób naprowadza, na tę absorpcję o której ja chce powiedzieć. Przejdźmy do konkretów, przywołam jakiś przykład. Aby uczynić przykład prostym i takim do którego większość z nas znajdzie odniesienie, będzie to przykład oparty na celu stania się profesjonalnym piłkarzem. Od tego można szukać analogii do innych problemów, z którymi się aktualnie zmagamy.
A więc, oczywiście na drodze do bycia piłkarzem, mogą różne kłody być rzucane pod nasze nogi. Blokadą, która się może pojawić może być to, że uznamy, iż nasi współtowarzysze z boiska mogą być niezadowoleni z naszego stylu gry lub niezadowoleni mogą być kibice na trybunach. Jednak my czujemy, że możemy być skuteczni w tej wizji siebie na boisku. Jednak boimy się odrzucenia drużyny lub odwrócenia się kibiców od nas. Zaczynamy bać się grać, mimo to nie chcemy się zmienić dla nich, co niekoniecznie będzie dla nas ani dla nich korzystne. W takim wypadku może przyjść nam na pomoc absorpcja.
ReplyDeleteChodzi oto, że możemy wtedy zrobić coś takiego, że dzięki pracy mentalnej, dzięki swojej własnej wyobraźni możemy wejść w scenę, w której te sytuacje się faktycznie iszczą, na przykład słyszymy od innych z drużyny: „Idź stąd nie chcemy cię!”, a wtedy Ty wchodzisz w te negatywne emocje, jak na przykład ból w wyniku odrzucenia przez innych. Albo wyobrażasz sobie gwizdy na trybunach, śmiechy i wulgarne okrzyki, a wtedy Ty wchodzisz w to głęboko i odczuwasz te bolesne emocje w wyniku upokorzenia.
Dobrze, a co z faktyczną sytuacją, nie tylko wyobrażonym strachem przed porażką? Załóżmy, że ktoś autentycznie powiedział nam, że jesteśmy za niscy do bycia piłkarzem i faktycznie się pod tym kątem wyróżniamy od innych. Ktoś nam autentycznie powiedział tak: „Daj sobie spokój za niski jesteś na piłkarza, nie masz szansę na karierę!” A my na to w myślach: „Absorpcja.” I działamy, absorbujemy to, wchodzimy swoją wyobraźnią w różne wyobrażone oraz te które pamiętamy z boiska sytuacje (które realnie się wydarzyły), w których nasz niski wzrost zadziałał na naszą niekorzyść. Dalej, widzimy w wyobraźnię tę osobę, która nas krytykuje i wypomina nam taką sytuację: „A widzisz mówiłem, że niski wzrost przeszkodzi ci w graniu!” A my wtedy wchodzimy w tę scenę, pogłębiamy ją, wyciągamy i wczuwamy się we wszystkie emocje. Widzimy dokładnie co się dzieje, wczuwamy się w te wszystkie negatywne emocje, które mają miejsce. Można powiedzieć, że pochłaniamy to i się z tym oswajamy – to jest klucz do właściwej absorpcji, tak najłatwiej to przedstawić słowami.
Jeśli naszą psychikę mielibyśmy przedstawić jako stół w laboratorium chemicznym pełnym różnych próbówek, przewodów i wypełniających ją płynów, to procesem absorpcji byłoby stopniowe wypuszczanie psychicznego bólu do obiegu naszej psychiki (ten psychiczny ból też można by nazwać KATALIZATOREM i możemy sobie wyobrazić, że to np jakiś czerwonoczarny płyn), tak aby ten ból (czerwonoczarny płyn) zaczął krążyć i stapiać się i neutralizować się mieszając się z pozostałymi płynami naszej psychiki.
Ważne jest to, żeby nie poddać i nie uznać, że "Nie... faktycznie jesteśmy za niscy" i przestać grać. Byłoby to równoważne z uszczupleniem naszego psychicznego laboratorium i odlanie z niego części płynów i nie dopuszczeniem też katalizatora. Ważne też jest żeby nie wejść w dyskusję z faktyczną lub wyobrażoną osobą która mówi nam, że jesteśmy zbyt niscy, złościć się na tę osobę lub ją za to zaatakować, jeśli mielibyśmy odnieść to do psychicznego laboratorium to byłoby to wtedy jak zamknięcie przewodów na wprowadzenie katalizatora lub neutralizowania katalizatora jeszcze przed wprowadzeniem do naszego własnego psychicznego laboratorium przez co potencjalnie pozytywne działanie katalizatora byłoby zaprzepaszczone.
A mi się najbardziej podoba, z tego co tu powypisywałeś to:
ReplyDelete"O matematyce i fizyce myślę od dłuższego czasu jednak nie przełożyło się to dla mnie na jakieś większe sukcesy dotychczas, a jednak dziś robiłem zadania związane z liczbami zespolonymi (powtarzam/utrwalam sobie pewne rzeczy) i kroczę w tym kierunku."
I jeśli tylko będziesz miał jakiekolwiek pytania - pytaj. Bowiem wiedzę zdobywamy dla wiedzy. Ważne jest jakie sa najskuteczniejsze metody tej wiedzy zdobywania. Jeśli 1000 razy próbujemy rozwiązać jakiś problem by zaspokoić swoją ambicję - to głupota, gdy jest możliwość zapytania i nauczenia sie przez to rozwiązywania podobnych problemów i nauczenia się czegoś nowego.
ReplyDeleteZ Edidsonem było nieco inaczej. On nie miał kogo zapytać jak skonstruować żarówkę. Ale z pewnością pytał wszystkich o wszystko, by posiąść jak najwięcej wiedzy. Tej wiezdzy użył potem do rozwiązania dotąd nierozwiązanego problemu.
Warto próbować, ale gdy źródłęm naszych niepopwodzeń są po prostu luki w naszej wiedzy, warto te luki wpierw uzupełnić nie żałując na to czasu i wysiłku.
"I jeśli tylko będziesz miał jakiekolwiek pytania - pytaj."
ReplyDeleteOkej, mam takie :-)